Od jakiegoś czasu zaspokajam swój głód na kolor żółty. Wybór pada na sweterki, na kolczyki, na rajtki, lakier, na myśli, które latają sobie wśród żółciutkich listków, na to co na talerzu.
Dynia. Stała sobie w kuchni, zabrana jakiś czas temu z działki. Stała, dojrzewała, czekała. I doczekała się. W sobotę rozkroiłam ją, wyjęłam pestki, powąchałam (przypominała mi melona), pogłaskałam, upiekłam, ugotowałam, starłam, zmiksowałam, usmażyłam, zjadłam. Właśnie zjadłam kolor żółty, żółto - pomarańczowy. Dobrze że od tego żółtego koloru nie zżółkłam ;-)
Dynia. Stała sobie w kuchni, zabrana jakiś czas temu z działki. Stała, dojrzewała, czekała. I doczekała się. W sobotę rozkroiłam ją, wyjęłam pestki, powąchałam (przypominała mi melona), pogłaskałam, upiekłam, ugotowałam, starłam, zmiksowałam, usmażyłam, zjadłam. Właśnie zjadłam kolor żółty, żółto - pomarańczowy. Dobrze że od tego żółtego koloru nie zżółkłam ;-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz